piątek, 14 marca 2014

Dziesięć.

Miałam napisać dziś w nocy, ale uśpiły mnie myśli, pojawiające się w snach, które zapominam godzinę po przebudzeniu.
Nie zdałaś życia - ale nie możesz powtórzyć.
Paradoks paradoksem, goni paradoks... za paradoksem.
I przestaje brzmieć jak słowo.
Nagrzeszyłeś w życiu, nie?
Ja też.
Czemu nie grzeszyć dalej, skoro jest pewne, że stoi się jedną nogą w piekle?
Czym są grzechy, kiedy grzechem sprawiamy krzywdę tylko sobie?
Nie krzywdziłam innych umyślnie.
Żałuję, że krzywdziłam siebie.
W teorii mamy jeszcze szanse na niebo przy takim stanie rzeczy. Jest jednak tylko ten inny aspekt pokuty.
Nie wystarczy żałować, trzeba przestać grzeszyć.
Więc nic z mojego nieba, bo widzisz... nie potrafię przestać grzeszyć, mimo żalu, mimo ran i szpetnych blizn. Na duszy, na ciele.
Piekło zatem.
A potem okaże się, że nie ma życia po śmierci.

Someday, someday I know you're coming back down in the dirt with your blood on your hands.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz